Portale społecznościowe, w tym ten najgłośniejszy pozwalają zweryfikować, oczywiście niedokładnie, co dzieje się u naszych znajomych z lat szkolnych. W ogromne osłupienie wprawia zatem, że ok. 30 procent rówieśników ma już rodziny. Podczas, gdy my nie wyobrażamy sobie ograniczeń nakładanych odgórnie, oni pozwolili sobie na swoiste więzienie w swym młodym życiu. Nie mogą sobie pozwolić na zjawisko, którym są juwenalia, nie mogą spokojnie wydać pieniędzy na potrzebny każdej osobie gadżet ani korzystać z kochanych nałogów w mieszkaniu.

Zagłębiając się w historie ich życia pojawia się jeden problem – kiedy studiowali, szaleli, zdobywali kontakty, pracowali na swoją pozycję? Odpowiedź w większości przypadków brzmi: nigdy. Duża grupa tych ludzi nawet nie wyprowadziła się z rodzinnych domów i nie może sobie pozwolić na zakup mebli dla dzieci, które przecież nie są takie drogie i są na każdą kieszeń !
Czy dzieci pojawiły się zatem niespodziewanie? W jaki sposób osoba, która nie ma wykształcenia, pieniędzy, statusu społecznego, mieszkania, samochodu, etc. może „popełnić” dziecko? Nie może przecież zaproponować mu niczego. Spoglądając zatem na swoich nieodpowiedzialnych kolegów z ławki, którzy najwyraźniej nie wiedzą, że istnieje antykoncepcja lub literalnie potraktowali zalecenia duchownych, zwane „antykoncepcją naturalną”, a potocznie „watykańską ruletką”, warto się najwidoczniej zastanowić: co nimi kierowało?
Otóż okazało się, że ludzie Ci radzą sobie całkiem nieźle. Nie są to oczywiście oszałamiające kariery, dobre garnitury, świetne sukienki czy stumetrowe apartamenty (zobacz lampydodomu.pl) a normalne życie grupy społecznej kwalifikującej się najwidoczniej do tzw. niższej klasy średniej. Ich dzieci są ich oczkami w głowie dla których kupują wymyślne prezenty np. niesamowite łóżka. Nie są członkami „generacji Y”, choć są rówieśnikami jej przedstawicieli. Ich żywot płynie wolniej, co nie oznacza, że nie są szczęśliwi tonąc w miniaturowych bucikach, zabawkach, śpioszkach czy wózkach dziecięcych. Spokojnym trybem życia dochodzą do celu, który ich szkolni koledzy miną kilka lat wcześniej.
Kiedy jednak szumnie nazywana i opisywana „generacja Y” zacznie przekraczać 40 rok życia i poszuka w sobie odpowiedzi na pytanie „co dalej?”, może okazać się, że na dzieci jest już zbyt późno.